wtorek, 23 grudnia 2014

1

- Lynn? Lynn! - Ktoś mnie woła. Muszę wstać, ale może jeszcze poleżę z 5 minut. Błagam. Spać.- Lynn!!! - Ych... Zamknij się, nie chcę. Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi.- Lynn, jedziemy na wieś. Wstawiaj.
- Nigdzie nie jadę, muszę coś sprawdzić w bibliotece.
- Dziecko, siedzisz tam dzień i noc. Co chcesz znaleść?
- Jeszcze trochę sobie posiedzę. To moja sprawa czego tam szukam. A teraz pozwolisz, że się ubiorę i przesiedzę cały dzień w bibliotece. Do widzenia. - Wstałam i zamknęłam opiekunce drzwi przed nosem. Przeciągnęłam się i otworzyłam szafkę z raczej skromną garderobą. Niby wszystko potrafię, ale raczej nie tracę czasu na zdobywanie nowych ciuchów. Jakoś nie za bardzo przywiązuję do tego wagę. Wyjrzałam przez brudne, zakratowane okno. Chyba trochę chłodno, a do biblioteki nie jest tak blisko. Założyłam szare getry, zwykłą czerwoną bluzkę i granatową bluzę. Na nogi wciągnęłam stare, schodzone, żółte trampki. Jak już mówiłam, za modą nie podążam. Wzięłam szczotkę do włosów, szczoteczkę do zębów i poszłam do łazienki. Wszystkie dziewczyny powyżej trzynastki malowały się przed własnymi lusterkami, a te młodsze albo rozczesywały włosy, albo myły zęby. Dziewczynki na mój widok szybko zakończyły poranną toaletę i wybiegły z łazienki.Te starsze lafiryndy spojrzały na mnie z odrazą, ale nie udało im się ukryć cienia strachu, który przebiegł po ich plastikowych twarzach. One miały się akurat czego bać, ale tym mniejszym naopowiadały o mnie najgorszych rzeczy i teraz nawet te, którym nic nie zrobiłam omijały mnie szerokim łukiem. No tak. Co taka Lynn może zrobić? Oj, Lynn może wiele, może zrobić wszystko czego zapragnie.

Mogę sprawić, że stanie się coś złego. 

Rozczesałam włosy i umyłam zęby, po czym wyszłam z tej szmacialni. One naprawdę powinny się trochę bardziej szanować. Mój żołądek wydał żałosny odgłos. Jestem strasznie głodna. Poszłam do stołówki, gdzie połowa sierot już jadła, z plecakami obok krzeseł. Podeszłam do stołu z jedzeniem i zrobiłam sobie kilka kanapek. Wpakowałam je wszystkie do papierowej torby i wyszłam z sierocińca. Minęłam piekarnie Petersów i księgarnię, przeszłam przez most i skręciłam w prawo. Po około 20 minutach byłam już w bibliotece, miała już swoje lata i widać to było jak na dłoni. Podeszłam do znajomej bibliotekarki i zapytałam o to co zwykle.
- Dzień dobry. Czy są jeszcze jakieś książki o magii, których nie przeczytałam?
- Tak, została już tylko seria Harrego Pottera. Jest bardzo wciągająca, naprawdę warto przeczytać.- Uśmiechnęła się do mnie dobrodusznie i poprowadziła do właściwego działu.- Tu są wszystkie części. Znając twoje tępo czytania już dzisiaj powinnaś skończyć trzy części albo i cztery. Miłego czytania.- Odeszła za biurko i pomogła następnej dziewczynie w znalezieniu książki. Resztki nadziei związane z odnalezieniem innych czarodziejów prysły jak bańka mydlana. Kto normalny zamieszczałby informacje wagi światowej w książce, którą przeczytało prawdopodobnie 80% ludzi na świecie? W sumie to po pięciu latach zarwanych nocy i opuszczonych dni w szkole na rzecz bezużytecznych opowiadań o magii, jeszcze jedna taka saga nie zrobi mi różnicy.
 Pierwsze zaklęcie.Tylko, że oni mają tam różdżki, ale cóż chyba warto spróbować. Zabrałam ze sobą książkę i odeszłam w ten sam kąt, w którym zawsze testowałam formułki. Położyłam przed sobą pierwszą część sagi o magii i odetchnęłam głęboko.
- Wingardium leviosa.- Wypowiedziałam wyraźnie zaklęcie lewitujące. Z otwartymi ustami patrzyłam jak książka unosi się w powietrzu. Czyli, co. To... To oni jednak są? I jak to możliwe, że nie potrzebuję różdżki? Jeśli ta książka jest prawdziwa to... O mój Boże! Wreszcie się udało! Znalazłam resztę! Resztę dnia spędziłam na czytaniu książek. Jeszcze tego dnia skończyłam Czarę Ognia, a resztę części wypożyczyłam i zabrałam ze sobą. Byłam tak niesamowicie głodna, że kiedy dotarłam wreszcie do sierocińca podskakując i ciesząc się jak głupia porobiłam sobie pełno kanapek i poszłam do pokoju. Usiadłam na łóżku, otworzyłam piątą cześć na pierwszej stronie i zabrałam się za czytanie i jedzenie. Byłam już na 168 stronie, kiedy bez pukania, do pokoju wszedł Jill.
- Co nasza psychopatka robi? Kogo obdarłaś ze skóry, że taka szczęśliwa przyszłaś i dlaczego nie było cię dzisiaj na wsi?- Uśmiechnął się i nonszalancko oparł się ramieniem o ramę drzwi. Ręce schował w kieszenie.
- Na żadną odpowiedź nie zasługujesz tępy mugolu. Nie radziłabym ci u mnie podpaść, więc dziękuję za odwiedziny, a teraz możesz się oddelegować do swojej kwatery.- Sądząc, że mnie posłucha jak reszta wróciłam do czytania i jedzenia bułki z pomidorem. Nie słysząc kliknięcia zamykanych drzwi skierowałam zdziwione spojrzenie na nadal stojącego Jilla, z tą samą miną cwaniaczka. Nie to nie sam się prosił.
- Auć!- Złapał się za nogę.- Au! Skurcz mnie złapał. Au! I to mocno!- Syknął i zaczął razmasowaywać mięsień.-Muszę iść po magnez.- Mruknął bardziej do siebie, ale po chwili opuścił pokój. Za drzwiami postępowania umilkły, ale niestety stęknięcia zastąpił głuchy łoskot spadania ze schodów.
- Ups.- Wróciłam do czytania i testowania zaklęć. Hmm... Ciekawe, czy Harry rzeczywiście istnieje...

 Jeszcze przed 3 nad ranem skoczyłam całą serię. Przećwiczyłam jeszcze te zaklęcia, które mogłam i przebrałam się w piżamę. Poszłam jeszcze zrobić siku i umyć zęby, a potem położyłam się do łóżka. A więc Little Whinging, Privet Drive 4, to mój jutrzejszy cel.

Obudziłam się wcześnie rano i nie ociągając się poszłam do łazienki. Umyłam twarz, zęby. Z tego, co dowiedziałam się w książce wychodzi na to, że jestem metamorfomagiem, więc nie miałam najmniejszego problemu ze zrobieniem sobie delikatnych fal. Wróciłam do pokoju, by się przebrać. Założyłam nową, dopiero co wyczarowaną sukienkę w kolorze bladoróżowym, cienki, szary kardigan i szare sandałki z cieniutkimi paskami, na płaskim obcasie. Nadal nie miałam pojęcia o modzie, po prostu zobaczyłam taki zestaw na wystawie i pomyślałam, że Dursleyowie wpuszczą mnie chętniej jeśli będę ubrana, ładnie i po mugolsku. Nikomu nic nie mówiąc wyszłam z sierocińca i poszłam na przystanek. Pewnie opiekunki i tak nie zainteresowałyby się gdzie idę i po co, a nawet jeśli to zawsze mogą jakoś magicznie zmienić zdanie... Stanęłam pod daszkiem przystanku czekając na autobus. W sumie mogłabym spróbować się teleportnąć, ale jednak za duże ryzyko. Kiedy autobus podjechał było parę minut po dziewiątej. Do Little Whinging będzie się jechało jakoś nie całą godzinkę, więc myślę, że zajdę do domu Dursleyów w idealną porę.

- Następny przystanek- Wisteria Walk.- Kobiecy głos zapowiedział następną stację. Po kilku minutach autobus zatrzymał się na wspomnianej wcześniej ulicy i połowa autobusu wysiadła właśnie na niej. Wyszłam z pojazdu i rozejrzałam się w około.
- Przepraszam! Czy wie pani może jak dojść stąd na Privet Drive?- Zaczepiłam jakąś dziwnie ubraną starszą panią, która wyglądała na obeznaną w okolicy.
- Ależ tak kochanieńka, właśnie tam idę. Mogę cię zaprowadzić.
- Dziękuję bardzo, naprawdę, ratuje mi pani życie.- Uśmiechnęłam się do niej miło i grzecznie się zapytałam czy ponieść jej zakupy. Przez całe 20 minut drogi, pani Figg, jak mi się przedstawiła, opowiadała o swoich ukochanych kotach, aż w końcu, całe szczęście, przerwała.
- To już tutaj. Dziękuję za niesienie zakupów, miłego dnia kochanieńka.
- Dziękuję, do widzenia!- Zapamiętać na przyszłość; nie pytać starszych pań o pomoc, drogę, cokolwiek. A więc tak…. Numer 4…. Siedem… Sześć…. Pięć… Cztery! Mam! Łał… jeszcze nigdy nie widziałam takiego idealnego trawnika i tak niedorzecznie wypielęgnowanego ogrodu. Podeszłam do drzwi najczystrzego domu na świecie i zadzwoniłam lśniącym dzwonkiem do drzwi. W sumie to ten dzwonek tak lśnił, że trochę bałam się go dotknąć. Usłyszałam odgłos ciężkich kroków stawianych na schodach i chwilę później w drzwiach stanął potężny mężczyzna, koło 45- tki, z pokaźnymi wąsami, drugim podbródkiem i dożywotnim zapasem tłuszczyku. Spojrzał na mnie pytająco.
- P-p-pan Dursley?- Spytałam nieśmiało.
- Tak, to ja. Kim pani jest jeśli można wiedzieć? I czemu nas pani nachodzi?- Spytał niecierpliwym tonem jakbym przerwała mu właśnie jakąś najważniejszą czynność na świecie.
- Czy m-możemy porozmawiać w ś-środku?- Zapytałam robiąc niewinną minkę anioła.
- Dobrze, niech będzie. Tylko proszę szybko.- Wydaje się, że pan Dursley irytuje się nadzwyczaj szybko. Usiedliśmy przy stoliku w kuchni.
- A więc mam na imię Lynn, nazwiska niestety nie mogę panu zdradzić, bo sama go nie znam. Właśnie po to tutaj jestem. Myślę, że mieszka lub mieszkał tu ktoś kto może mi pomóc dowiedzieć się kim jestem.- Miałam nadzieję, że chociaż kiedykolwiek istniał.
- Kto jest tym kimś?- Warknął pan Dursley, choć wydawało mi się, że już dobrze wie o kogo chodzi.
- Tym kimś jest Harry Potter. Chciałabym wiedzieć ile ma lat i czy jest w domu. Jeśli można spytać oczywiście.

- Można, nie można.- Burknął pan Dursley.- Ma 16 lat i nie ma go teraz. Jest u swojego rudego koleżki...- Burknął coś pod nosem i zmarszczył czoło. Po chwili wytrzeszczył na mnie oczy jakbym była cała zielona i miała różowe rogi.-Chwileczkę! A czy przypadkiem nie miało tu być jakiś zaklęć chroniących żeby ludzie tu nie przyłazili?!- Uniósł się wuj Harrego przekonany, że jestem mugolką... A jednak pomysł z tym strojem był dobry. Oczy pana Dursleya zwęziły się i przyglądały mi się podejrzliwie.- Ty jesteś jedną z nich! No tak! Oczywiście! Wynocha mi stąd! Żadnych dziwaków w moim domu! Już!- Ech... Wiedziałam, że tak będzie. Silencio. Pomyślałam, a pan Dursley umilkł natychmiast choć próbował się nadal wydzierać. Złapał się za gardło i spojrzał na mnie z przerażeniem. Już nie będę taka miła. Znowu poczułam to rozchodzące się po całym ciele zimno. Kiedy chłód obejmował moje ciało miałam wrażenie, że rzeczywiście wszystko się we mnie zamraża. Włącznie z uczuciami i człowieczeństwem. Unieruchomiłam wierzgającego pana Dursley'a następnym niemym zaklęciem, uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. Jak mnie ktoś traktuję, tak ja traktuję jego. Spojrzałam na niego obojętnie. Twarz miał całą purpurową z wściekłości, ale w oczach czaił mu się strach. Spokojnie założyłam nogę na nogę i odezwałam się lodowatym tonem.
- Niech mnie pan posłucha panie Dursley. Na razie jestem jeszcze miła i wyrozumiała, ale więcej takich zachowań nie zniosę. Mogę panu zrobić co tylko mi się żywnie podoba. Uśmiercić, torturować, transmutować...
A do osiągnięcia w tym wszystkim perfekcji wcale nie musiałam uczęszczać do Hogwardu, ale teraz, kiedy się o nim dowiedziałam mam szansę poznać swoją przeszłości... I na pewno osiągnę swój cel... - Coraz bardziej ściszałam głos i przybliżałam głowę do tej opasłej świni.- Nieważne czy będę musiała pozostawić za sobą kilka trupów czy nie. Mnie to nie robi żadnej różnicy.- Skończyłam lodowatym szeptem, kilka centymetrów od twarzy Vernona. Miałam wrażenie, że ocknęłam się z zimnego transu. Odchrząknęłam i powróciłam do swojej dawnej pozycji i miłego tonu.- A więc... Czy pani Rowling o wszystkim wiedziała?- Spaślak pokiwał twierdząco głową.- Jest czarownicą?- Ponowne potwierdzenie. Teraz pan Dursley był niezdrowo blady, a po jego czole spływał zimny pot. Oczy miał szeroko otwarte i pełne przerażenia. Chcąc uzyskać odpowiedź, sprawiłam, że pan Vernon ponownie mógł mówić, ale nie odezwał się ani słowem.- Czyli rozumiem, że skoro Harry ma 16 lat ostatnia część sagi jest tylko wyobraźnią pani Rowling tak?- Uśmiechnęłam się tak jak przy wejściu. Pan Dursley energicznie pokiwał głową na znak potwierdzenia. Wstałam i zdjęłam zaklęcie unieruchamiające z wuja Harrego.
- Dziękuję za wszystkie informację i przepraszam za mój niestosowny wybuch, ale chyba muszę mieć jakieś nerwowe geny. Do widzenia panie Dursley. Proszę pozdrowić syna i małżonkę.- Będąc pewna, że tego nie zrobi wyszłam z domu numer 4 przy Privet Drive i jednak postanowiłam spróbować z tym deportowaniem się.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz