wtorek, 23 grudnia 2014

2

Wylądowałam dokładnie w tym samym miejscu, w którym chciałam. Stałam po środku mojego pokoju w sierocińcu. Westchnęłam głośno. Nie powinnam była się tak unosić, pewnie wyrobił sobie o mnie złą opinię... Ale tak już czasami mam, kiedy się zdenerwuję to mnie tak opętuje, że nie mam nad tym kontroli. Nienawidzę jak ktoś odnosi się do mnie tak jak ten spasiony mugol. To jest jedna z najczęstszych przyczyn moich wybichów. Nadal miałam na sobie sukienkę. Pstryknęłam palcami i sukienka zmieniła się w getry i bluzkę. Cudownie. Hmm... Z tego co czytałam magia to raczej zaklęcia, a u mnie wystarczy, że o czymś pomyślę... Dziwne, ale wygodne. Jest 31 sierpień. Jutro zaczyna się rok szkolny, ale nie mam zamiaru iść na dworzec King Cross. Czy to nie byłoby dziwne, gdyby nagle pojawiła się jakaś nowa i to bez przydziału chociaż skończyła 16 lat? Zdecydowanie dziwne. Mam zamiar deportować się do Hogwartu 2 września. Nie pójdę na pokontną, bo nie mam ani galeona, więc raczej nic nie kupię. Pozostaje mi tylko czekać. W pokoju pojawił się telewizor, góra kanapek i stos filmów, tak właśnie chcę przetrwać do września. 

Już trzynasta?! Niemożliwe. Nawet nie pamiętam, o której zasnęłam. Obejrzałam wczoraj kilka części "Transformers"... Co to w ogóle jest... Ten film był baardzo dziwny i każda cześć miała ten sam wątek, tylko aktorzy się zmieniali. Ziewnęłam pożądnie lekko przybita tym, że jest dopiero 1 września. Jeszcze całe 24 godziny! Cóż, przynajmniej mogłam je poświecić na wyobrażanie sobie mojego wkroczenia w mury Hogwartu. Jestem pewna, że to będzie wielkie wejście. Ponownie przeciągnęłam się i ziewnęłam głośno. Zasnęłam w ciuchach i trochę się spociłam... No dobra, może nie trochę, trochę bardzo. Blee... Śmierdzę. Wyciągnęłam z dna szafy ręcznik i zabrałam kosmetyczkę. Wyszłam z pokoju, zeszłam schodami do łazienki i wzięłam pożądny prysznic. Osuszyłam się ręcznikiem i założyłam bieliznę. W tym samym czasie, w którym pstryknęłam palcami i pojawiły się na mnie ciuchy, weszła jakaś siedmiolatka. Musiała być nowa, bo jej nie znałam. Wlepiała we mnie, wielkie, zielone oczy z miną pełną niedowierzania i zachwytu.
- Jesteś wróżką!- Pisnęła i przytuliła mnie z całej siły.- Wiedziałam, że istniejecie!- Zaczęła skakać nadal kurczowo trzymając mnie w pasie. Skakała ściskąjąc mnie równie mocno co jakiś dwudziestolatek i piszczała z podekscytowania. Określenie wróżka pasowało do mnie tak, jak malutki do Hagrida. Nagle spostrzegłam, że rzeczywiście nie jestem wróżką, ale raczej wiedźą, którą wszyscy próbują pokonać. Chyba z powodu podekscytowania przechodziłam dziś ze skrajności w skrajność i po prostu od tak zrobiło mi się wesoło.
- Hahahahahahahahaha!- Zaczęłam się głośno śmiać i po prostu nie mogłam przestać. Mała spojrzała się na mnie zdziwiona, a ja starałam się uspokoić, aż po kilku minutach mi się to udało. 
- Najpierw powiedz mi jak masz na imię.- Spojrzałam się na małą czule i uśmiechnęłam się. Zawsze lubiłam dzieci, a one zazwyczaj lubiły mnie... No chyba, że rozmawiały z tymi wrednymi szmatami... 
- Jestem Lily, a ty?
- Lynn.
- I nie jesteś wróżką? Przecież widziałam jak zrobiłaś tak- Pstryknęła palcami.- I buch! Miałaś ubrania.- Wpatrywała się we mnie wzrokiem pełnym uwielbienia.
- Nie jestem wróżką, jestem czarownicą.- Dziewczynka odskoczyła ode mnie z przerażoną miną. Cofnęła się jeszcze kilka kroków dla bezpieczności.
- Ale mnie nie ugotujesz...?... Prawda?- Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Oczywiście, że nie.- Ale za to połknę cię w całości. Tego już nie powiedziałam, bo tym pewnie wystraszyłabym ją na śmierć.
- Nie wyglądasz wcale na czarownicę. Jesteś ładna.- Przyjrzała mi się badawczo i jej twarzyczkę rozjaśnił uśmiech. Mój pierwszy komplement usłyszałam od siedmiolatki... No cóż... To i tak już coś.
- Dziękuję. Bo widzisz... Lily, nie wszystkie czarownice są złe. Wróżek nie ma, są tylko czarownice, ale istnieją i te dobre, i te złe. Nie martw się ja jestem tą dobrą.- Dodałam szybko widząc jej minę. Po chwili namysłu powiedziałam.- I spełnię twoje trzy życzenia. Proszę tylko żeby były w miarę wykonalne, bo jestem jeszcze młoda i nie wszystko potrafię.- Uśmiechnęłam się ciepło.- A może spełnię twoje życzenia u mnie w pokoju, a nie w łazience?- Na policzki natychmiastowo wstąpiły jej rumieńce i bez zastanowienia podbiegła do mnie.
- Dobrze, chodźmy.- Wzięła mnie za rękę i pociągnęła korytarzem.- Gdzie teraz?
-W prawo, a potem pokój numer 7.- Lily otworzyła drzwi, weszła do środka i wgramoliła się na łóżko. Usiadłam na starym, drewnianym krzesełku koło łóżka służącym za stolik nocny. Nogi swobodnie mi zwisały, bo byłam za mała by dosięgnąć nimi podłogi.
- No więc... Twoje pierwsze życzenie.
- Hmm...- Lily zmarszczyła słodko czółko zastanawiając się. Rozglądała się po pokoju upewniając się, że nie mam tu oczu w słoikach i wielkiego kotła. Klasnęła w dłonie i krzyknęła z uśmiechem.- Mam! Chcę mieć strój baletnicy i skrzydełka wróżki... I różdżkę!
- A jakie kolory? Strój ma być różowy?
- Nie. Nie lubię różowego. To tylko głupi stereotyp, że dziewczynki muszą lubić różowy. Chcę zielony, ale taki jasny i fioletowe skrzydła, a różdżka... Żółta. A mogę jeszcze buty?- Zrobiła taką minę, że nie wyobrażałam sobie, by ktokolwiek mógłby jej teraz odmówić. Zaskoczyła mnie tym różpwym. Jakie siedmioletnie dziecko używa słów typu "stereotyp"?
- Oczywiście. Jakie?
- Pomarańczowe, takie na żepę, bo te bez ciągle mi się zsówają z nogi.- Jej mina przypominała teraz "cały świat jest przeciwko mnie". 
- Już się robi księżniczko.- W łazience pstryknęłam palcami dla fajnego efektu, a tutaj zrobiłam taki ruch ręką jakbym trzymała różdżkę i po machnięciu dłonią mała była już kolorową, wróżkową baletnicą.
- Jupiii!!!- Zapiszczała i zaczęła skakać. Rzuciła się na mnie i zaczęła mocno przytulać i całować po całej buzi.- Dziękuję, dziękuję, dziękuję!- Złapałam ją i posadziłam na łóżku, na przeciwko siebie.
- Drugie życzenie.- Pokazałam palcami "dwa" i zamachałam nogami. 
- Co? Ja myślałam, że tamto życzenie to już było cztery...?- Mała miała tak duże i wręcz tryskające inteligencją oczy, że stanowiła dla mnie niezłą zagadkę.
- No cóż, to był taki zestawik. A teraz myśl nad drugim.
- Ymm... Chciałabym... Chciałabym... Zjeść coś dobrego...- Zjeść coś? Coraz bardziej lubiłam tę dziewczynkę. 
- Tego możemy nawet nie liczyć do twoich trzech życzeń, bo sama bym coś chętnie zjadła. Pora obiadowa, więc... Na co masz ochotę?
- Ja... Hmm... Lubię spaghetti... Ale tak dużo...- Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Jasne, już się robi.- Hermiono, właśnię łamię twoje przekonania, że jedzenia nie można wyczarować z niczego. Bum! Spaghetti! Ta dam! I co? Koniecznie będę musiała jej to pokazać w Hogwarcie. 

Położyłam Lily spać i poszłam do swojego pokoju. Zdecydowałam się nie wymazywać jej tego z pamięci, bo ma dopiero siedem lat i i tak nie bedzie tego pamietać. Przez całą drogę do pokoju zastanawiałam się co się stało z jej rodzicami... Biedne dziecko... Zamyślona nie zauważyłam kogoś za zakrętem i uderzyłam w niego. Odbiłam się od twardego brzucha i upadłam na podłogę.
- Auuć- Jęknęłam i spojrzałam do góry. Nade mną stał Jill z pogardliwym uśmieszkiem i opierał się nonszalancko o ścianę. 
- Nic ci się nie stało kotku?- Powiedział pieszczotliwie i wyciągnął do mnie rękę.
- Nie mów do mnie kotku skurwielu.- Ja naprawdę przeklinam bardzo żadko, ale jeśli on jest w pobliżu nie mogę się powstrzymać. Wstałam i z podniesioną głową ruszyłam dalej. Oblech złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie. Przyparł mnie do ściany i odgarnął włosy z twarzy. Przybliżył się do mnie i z ustami przy mojej szyi wyszeptał.
- Przydałoby się zająć czymś te twoje niewyparzone usteczka. Nie musisz udawać takiej niedostępnej, wiem, że chcesz.- Boleśnie wbijał palce w moją rękę.
- To boli.- Jęknęłam.- Puść mnie.- Próbowałam się wyszarpnąć, ale to tylko jeszcze pogorszyło sprawę.
- Zaboli dopiero wtedy, kiedy będę chciał żebyś krzyczała.- Nie, nie, nie. Ogarnęło mnie przerażenie i miałam wrażenie, że moja głowa eksploduje. Skuliłam się, a Jilla odrzuciło do tyłu z taką siłą, że kiedy uderzył w ścianę musiał to słyszeć cały Londyn. Spojrzał na mnie oszołomiony, a ja bliska płaczu pobiegłam do swojego pokoju i zatrzasnęłam się w nim. Oddychałam głęboko nie mogąc się uspokoić. To zdarzało się często, kiedy spotkał mnie sam na sam, a ja od zawsze miałam tak, że panicznie bałam się takich zachowań. Uspokoiłam się dopiero koło 23... Przestałam się trząść i mogłam normalnie oddychać. Ataki paniki były bardzo uciążliwe, ale zdażały mi się tylko w takich sytuacjach. Raz ogarniała mnie wściekłość taka jak u pana Dursley'a, a kiedy on się pojawiał czułam się po prostu bezsilna. Przerwałam analizowanie moich humorów i znowu wróciłam myślami do Lily i Hogwartu.. Planuję pojawić się tam między 10:00-11:00. A wracając do małej to jeszcze nigdy nie byłam dla nikogo taka miła, ale ona była po prostu... Och... No nie dało się jej nie kochać! Obiecuję, że jak skończę Hogwart to po nią wrócę. Nie pozwolę, żeby zmarnowała sobie tu życie tak samo jak ja. Moje myśli dziwnie skaczą... Myślę o Hogwarcie, a zaraz o tym jak lubię Lily, a pózniej, że moje myśli skaczą. Boże... Powinnam się leczyć... Lepiej pójść już spać.

Głupie słońce, głupie słońce, głupie słońce. Która godzina... Otworzyłam powoli oczy i spojrzałam na zamazane cyfry na zegarze. Jest dopiero 9... Prześpię się jeszczę... Tak, jeszcze chwilkę... Czy te dzieciaki nie mogą być ciszej?! Nie udało mi się nawet domknąć oka... Która to? Jakieś 5 po... W moich uszach pojawiły się stopery i ułożyłam się wygodnie na poduszce. Lewy bok... Prawy bok... Brzuch... Plecy... Kurde! Wkurzona podniosłam się do pozycji siedzącej. Zegarek natychmiast rzucił mi się w oczy. 10;30! To niemożliwe! Zerwałam się z łóżka i nie minęło 5 sekund, a już byłam w ciuchach. Postawiłam dzisiaj na elegancję, żeby aż tak ich nie wystraszyć. Analizowałam wszystko zbiegając po schodach do łazienki i szybko myjąc zęby. Wyglądałam jakbym miała na głowie szopa pracza, więc skupiłam się i sprawiłam, że moje włosy ułożyły się w delikatne fale, a z kosmyków padających na twarz zaplotły się cienkie warkoczyki łączące się w "wianek". Obmyłam twarz wodą. Jest okej, wszystko dobrze. Cel. Wola. Namysł. Trzask. Już mnie nie ma.


~~~~~~~~

Przepraszam, że taki krótki, ale po prostu musiał się tak skończyć ;) w ogóle mam nadzieję, że się wam podobał. Ciekawe to chociaż? Chyba mnie nie pogonicie z widłami jeśli jest zły, no nie? No to.... Czymajcie się mebli i... Do zobka Potterheads!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz